wtorek, 29 września 2009

zmiany, postępy... doroślejemy !!!



siostra siedzi cicho i wychodzić nadal nie chce, za to u mnie co chwila coś nowego
najświeższa z wiadomości - sypiam we własnym pokoju i już nie w łóżeczku-na TAPCZANIKU !!!
rodzice obawiali się jak to będzie, bo przecież do tej pory zasypiałem w ich łóżku, tuląc się do mamy, a potem spałem w łóżeczku w ich sypialni- nad ranem przychodziłem dotulić się i dospać u nich...
a tu proszę-niespodzianka !!! bez problemu zasypiam sam po wieczornej porcji czułości i np dziś obudziłem się koło 6.30, siadłem sobie na MOIM tapczaniku, przytuliłem swoją krówkę i opowiedziałem jej co mi się śniło... tak przynajmniej przypuszcza mama, która przyszła słysząc moją przemowę...
a właśnie-bo ja GADAM
dużo, często.... i po swojemu ;)
ze zrozumiałych dla ogółu zwrotów jest "mamo" "tato" z mocnym akcentem na końcowe "ooo", "ku-pa" co najczęściej jest oznajmieniem już zaistniałego faktu, choć w jakichś 30% przypadków bywa życzeniem posadzenia mnie na toaletę
poza tym śpiewam
np refren z piosenki "myję zęby" co brzmi mniej więcej w zapisie fonetycznym "ije beeeiii" ale jest śpiewane na jak najbardziej prawidłową melodię
do tego dochodzi przerywnik "o-o-o" :)
"ti-ta" jest nadal przebojem i tutaj już nikt nie ma wątpliwości o co chodzi
jeszcze przez ciocię Marysię czyli fankę "kaczych opowieści" śpiewam najważniejszy w piosence z tej bajki zwrot "uuuu-uuuu" :)
przynoszę też mamusi do czytania książeczkę z wierszykami o zimie nucąc "hu hu ha hu hu ha" :)
bardzo się też wszystkim podoba, kiedy na pytania w stylu "gdzie jest tata?""gdzie jest ciocia?"odpowiadam "tuuuuuuuu" :)
zaczynam też powtarzać to, co mówią do mnie-oczywiście, kiedy akurat mam na to ochotę, nie wtedy, kiedy ktoś by tego chciał :)
w ostatni weekened rodzice zrobili jeszcze jeden eksperyment... i zawieźli mnie do dziadka i babci do Oleśnicy !!! i tam SAM spałem !!! pierwszy raz w życiu !!!
oczywiście jak zwykle- mama panikowała, a ja po prostu sobie tam pospałem, wstałem, zjadłem i się pobawiłem... kiedy przyjechali w niedzielę koło 11 rano prawie ich zignorowałem, ponieważ właśnie byłem zajęty wsypywaniem żwirku do wywrotki... podobno jeszcze mojego brata !!!
mówiąc w skrócie odziedziczyłem brykę po starszym bracie... fajnie, prawda??
jedyne, czego rodzice nie mogą mnie póki co nauczyć-to samodzielne jedzenie... po prostu mnie to nudzi... parę łyżek zupy czy kilka widelców mięska czy pomidorka... i najchętniej resztę rozsmarowałbym sobie na spodniach czy też na głowie...
działa to tylko z pokrojonymi owocami i to wtedy, kiedy one stoją na stole, a ja sobie chodzę po pokoju, podchodząc co chwilę i pakując do buzi widelcem kolejny kawałek gruszki czy banana
no ale powoli, nie wszystko na raz-nauczę się kiedyś :)
w międzyczasie zaczęła się jesień i zaczyna to być widoczne... dziś szaro, ponuro i pada- zaraz zabieram mamę na krótki chociaż spacer, bo właśnie się przejaśniło, musimy trochę się przewietrzyć we trójkę !!!

piątek, 18 września 2009

donosiliśmy !!!




to nie wyznanie przed komisją IPNu tylko fakt
wczoraj oficjalnie zakończyliśmy 38 tydzień ciąży
a to oznacza... że mała ma już pełne i niezbywalne prawo żeby wyjść na ten świat !!!

nie możemy się już doczekać !!!!!!!
oby nie była takim uparciszkiem jak starsi bracia-kobito, do boooooojuuuuuuu !!!!

czwartek, 17 września 2009

no cóż... pora się tlumaczyć....

mama zaniedbała pisanie TO-TAL-NIE
no to niech się teraz tłumaczy :/

o wyjazdach mogę opowiedzieć sam
ale co potem-to już mama !!!
na początku sierpnia wyjechaliśmy sobie do dziadka do Jeleniej Góry- na caaały tydzień !!! bez tatusia, za to z ciocią Marysią
chodziliśmy na długie spacerki, odwiedzaliśmy znajomych i rodzinkę
poznałem wreszcie kuzynkę Karinę-jest młodsza ode mnie o całe 10 miesięcy, na razie jeszcze nie chodzi, ale niedługo jak zaczniemy razem biegać... ho ho ho !!!
byliśmy w ogródku u jej dziadków i wszystkie górki, dołki, krzaczki i trawki były MOJE !!! nie chciałem usiąść nawet na chwileczkę ...
ciocia zabrała mnie w odwiedziny do swoich kuzynów a tam z kolei był... koń na biegunach !!!
chyba muszę pomęczyć rodziców o coś takiego ;)
mieliśmy też mały incydencik w Jeleniej... wszedłem na wysokie łóżko mojego kuzyna Jaśka... i jakoś tak poleciałem do tyłu na plecy i główkę... niby nic się nie stało poza strachem, ale... godzinę później na spacerze zrobiłem się trochę dziwny... nic mnie nie interesowało, byłem nieco "nieobecny"... no i mama z ciocią po konsultacji telefonicznej z wujkiem Andrzejem zabrały mnie na szpitalny oddział ratunkowy... hmmmm... trzy godzinki czekania :/ obejrzał mnie pan doktor i odkrył świsty i szmery w płucu... przestraszył się, że mogło coś się stać od tego uderzenia w plecy... no i miałem prześwietlenie płuc ... bardzo mi się to nie podobało, narobiłem trochę cyrku... ale okazało się na szczęście, że wszystko jest w porządku :)
w sobotę przyjechał po nas tatuś i wróciliśmy do domku... z przygodami, bo w samochodzie pierwszy raz w życiu zrobiło mi się ... hmmm ... niedobrze ...
mama się martwi czy to oznacza początek choroby lokomocyjnej-mój brat miał to bardzo długo i bardzo się męczył...
no nie wiem...

niecały tydzień później pognaliśmy nad jeziorko-to samo co w zeszłym roku, do Lubikowa- w towarzystwie Hani, Martusi oraz Marysi, Zosi i Mikołaja :) a... no i ich rodziców...
woda to mój żywioł !!! wcale nie chciałem z niej wychodzić, biegałem tam i spowrotem wzdłuż brzegu chlapiąc obficie, przelewałem wodę z jeziora do wiaderek i odwrotnie, kopałem dziury, robiłem babki z piasku ("babo babo...." )
nawet ja zdarzało mi się przewrócić nosem w wodę nic sobie z tego nie robiłem :)
pogoda nam dopisała, tak więc wyjazd był baaaardzo udany
mama wylegiwała się w cieniu z książką, a my z tatusiem i wujkami szaleliśmy aż miło !!!

szkoda, że trzeba było wracać... ale cóż...

wróciliśmy w sobotę 22 sierpnia i jeszcze z Zosią, Marysią i Mikołajem wyciągnęliśmy rodziców do aquaparku
tak na zakończenie wodnych szaleństw... oj też dałem czadu !!! zjeżdżalnia?? a co za problem !!!
potem oczywiście wszyscy spaliśmy jak susełki
i dobrze, bo zostaliśmy tylko z mamą, a tata zabrał ciocię i wujka na pokaz fontanny
następnego dnia miało być zoo... ale jakoś nikt już nie miał siły i skończyło się na spacerku...

cyrk prawdziwy zaczął się od poniedziałku-ale o tym to już mama !!!

no właśnie
w poniedziałek była kontrola jak tam maleńka-pojechaliśmy zdrowi... a po 2 godzinach wracałam z diabelnym bólem głowy i gardła :/ no i się zaczęło...
cebulki, czosnki, miody,malinki i herbatki lipowe poszły w ruch... tydzień przeleżałam z bólem zatok, potem koszmarnym kaszlem... w kolejny poniedziałek było "ostatnie przesilenie" jeszcze... i miało być już po...
ale wtedy zaczęły się bóle brzucha, straszny ból w czasie korzystania z toalety, krwawienie... ogólnie objawy dokładnie jak wtedy, kiedy miałam piasek w nerkach, poza tym, że wyniki ok i brak bólu dołu pleców....
lekarz obejrzał i orzekł, że to już tak będzie do porodu, ze to rozciągające się wiązadła i rozchodzące się kości... no pięknie...
tyle, że było coraz gorzej, w czwartek ledwo byłam w stanie zwlec się z łóżka do wc :/
powtórzone wyniki już dobre nie były a i ból pleców pojawił się... i to jaki :/
po wizycie u urologa (żeby tego dokonać musiałam wziąć zastrzyk przeciwbólowy i rozkurczowy i jechać tam z rozgrzewającym opatrunkiem na plecach....) okazało się, że objawów piasku nie ma lub JUŻ nie ma i powinien pomóc antybiotyk... no trudno, nie było wyjścia...
na szczęście 5 dni wystarczyło, żebym stanęła na nogi i poczuła się jak nowo narodzona !!!
cudownie !!!
teraz już mogę myśleć tylko o zbliżającej się "godzinie zero" :)
a zbliża się wielkimi krokami... od jutra... będzie oficjalnie donoszona ciąża !!! w związku z tym mamy maksymalnie 4 tygodnie żeby zmienić stan 2w1 na rozdwojony !!!

przyjmujemy zakłady-kiedy??

ja stawiam na 24 września-dzień po moich urodzinach... jak pobaluję, to w nocy jedziemy na porodówkę !!!
póki co prawie codziennie mam serię skurczy przepowiadających- to pięknie, bo pozwala mieć nadzieję, że tym razem młode zdecyduje się samo, nie trzeba będzie wyganiać jak braci...

czekamy... :)