poniedziałek, 28 czerwca 2010

gorąco...

ciuszki coraz bardziej "nieobecne" niż "obecne"
Krzysiek zaczął wakacje :)
a my rozpoczęliśmy sezon pełnoletni pływając sobie łódką po Odrze :)
Szymo grzecznie siedział na ławeczce w kapoku, tak grzecznie, że tata pozwolił mu nawet posterować !!!
potem już się troszkę rozbujał i próbował złapać falę za burtą łapkami, ale i tak było fantastycznie
Basia za to najpierw od wody dookoła wolała wodę w butelce-a właściwie samą butelkę, a następnie stanowczo zażądała cycusia i poszła sobie spać :)
banda nam rośnie i się rozwija... kobita nie tylko już wstaje na nóżki przy czym tylko się da, ale też nawet przy chwiejnych "podporach" coraz lepiej utrzymuje równowagę i próbuje własnych sił-zabiera rączki i zanim klapnie na pampersa chwileczkę "stoi"... no właściwie to przewraca się w zwolnionym tempie :)
mama za to intensywnie myśli gdzie i jak by się tu wyrwać na wakacje... :)

poniedziałek, 21 czerwca 2010

i ochrzczona :)

w minioną niedzielę 20 czerwca o godzinie 16 w kaplicy przy naszym Kościele ochrzciliśmy najmłodszą latorośl :)
było ciepło, słodko i radośnie-szczególnie bohaterka dnia radości swej dawała upust głośny i wyrazisty w ciągu całej Mszy
ściąganie czapeczki, bucików, rajstopek, obskubywanie świecy, poklepywanie lekcjonarza oraz radosne piski i okrzyki trwały przez całą uroczystość
ale dzielny Ojciec Krzysztof jak wytrzymał płacze Szymka poprzednio tak i przetrzymał niewzruszenie Basiuli szaleństwa... no i mamy Małą Chrześcijankę :)

wszystkim, którzy nam towarzyszyli w tym dniu- i tym obecnym i tym, którzy o nas pamiętali- jeszcze raz z całego serca dziękujemy :)

wtorek, 8 czerwca 2010

w góry i... do góry !!!

byliśmy sobie pod Babią Górą
pod, bo na wtaszczanie naszej dwójki na szczyt mamusia się jakoś nie zdecydowała... zamiast tego odwiedziliśmy mamusi koleżankę i moją rówieśnicę Zuzię :) trochę jej przekomponowałem ogródek za pomocą łopatki, taczek oraz wrzucanych do strumyczka kamieni... ale chyba się nie gniewała, bo do samochodu odprowadziła mnie za rączkę ;)
strumyki to w ogóle był motyw przewodni wyjazdu naszego miedzy-powodziowego
ten, który przepływał przez środek naszego trawnika zwiedziłem dokładnie od źródeł do ujścia - czyli między płotem a płotem - miałem w końcu ze sobą kaloszki !!! zwiedziła go też niestety moja pupa, która kaloszków nie miała, ale mamusia za to miała dla mnie zapasowe spodenki :)
najciekawszy był taki nieco większy strumyk, właściwie rzeczka, która po ostatniej powodzi pozarywała brzegi, więc wymagała naprawy... i pracowały w niej KOPARKI !!!
a koparki to od zawsze przecież moja wielka pasja !!!
chociaż kiedy mama spytała ostatnio kim będę jak będę duży - czy może będę jeździł koparką? odpowiedziałem, że nie - będę "pan traż pożajna" :)
schody w naszym wyjazdowym domku też zwiedziłem z góry na dół... jakieś dwa tysiące razy dziennie :)
rosnę jak na drożdżach, spodenki niedawno przez mamę zakupione na rozmiar 98 są już do kostek, te na 104 jeszcze się trzymają ale też zmierzają ku schyłkowi kariery !!!
siostra też mnie goni - robi się coraz dłuższa
no i jej ostatni wynalazek - łapanie się czego tylko można i próby podnoszenia się NA NÓŻKI !!!
zgroza !!! tata przełożył moje książeczki z najniższej półki, z której je ściągała i obgryzała (!!!) na wyższą... no i tym samym zachęcił babę do wstawania :)
kilka razy udało się już stanąć, najczęściej jednak jest to pozycja "wisząca" czyli rączki na czymś wysoko, klęczymy na kolankach i ciągniemy się w górę
no cóż - ćwiczenie czyni mistrza, czekamy w takim razie na pierwsze kroczki ;)
a potem... mama się poddaje :D