czwartek, 9 grudnia 2010

kici kici, miaaaauuuu i bammm !!!

... czyli słychać u nas coraz ciekawsze dźwięki
wszechobecne i wieloznaczeniowe "ba" pozostało w znaczeniu "daj" na zmianę z "yyyy", które jak to cioteczka nazywa ma trzy stopnie intensywności-coraz głośniej i z coraz bardziej przeraźliwym piskiem- czyli" daj"..."daj mi to szybko" i "daj mi to natychmiast (i tu kilka inwektyw)"
natomiast wcześniejsze znaczenia "ba" takie jak "piłka" oraz "upadło mi" czy "ja upadłam" zastąpiło piękne i smakowite "bammmmmm"
nawet kiedy ostatnio podczas kąpieli (najczęściej teraz wspólnej z bratem, w dużej wannie i z pianą) udało się pannie zanurkować nosem w pianę, to po wydostaniu się na powierzchnię i wstępnym ochłonięciu oświadczyła dobitnie i wcale nie smutno "bammmm" :)
bo wanienka odeszła już do lamusa !!! konkretnie to wróciła do właściciela, któremu właśnie urodził się malutki braciszek :)
różne przedmioty odchodzą w zapomnienie-czasem przez pośrednictwo allegro :) np nasz "leżaczek"-fotelik na kółeczkach, wysłużony przez ponad pół roku... "duże" i miękkie krzesełko do karmienia, zastąpione teraz przez "dorosłe", takie samo jak miał brat-mamy teraz komplecik :) ciuszki maluszki znikają oddawane właścicielom lub przekazywane nowemu pokoleniu...
a sławne "bammm" robi się też wszystkim co się dorwie w łapki, najlepiej-z wysokości fotelika do karmienia... a że czasem jest to miska zupy czy kaszy... to przecież mamy problem...
próbuję samodzielnego jedzenia-właśnie kasza czy zupka trafia do pysia i w okolice za pomocą łyżeczki ale też czasem łapką - marcheweczka z pomidorowej czy makaronik tak się sympatycznie dają łapką wyłowić... pyyyychaaaaa....
bo pokrojone jabłuszka czy banany no to już żadna filozofia-wcinam dopóki mam ochotę, a reszta... no cóż... "bammmmmm"
zostaję też ewidentnie kocią mamą
nie przejdę obojętnie obok żadnego kota, a jest ich w naszych okolicach sporo-teraz, w zimie, czasem któryś śpi na naszej wycieraczce na balkonie... a ja spędzam pół godziny obserwując go zza szyby
pięknie, zwijając języczek w rurkę robię "miau" które w moim wykonaniu brzmi jak "mmmlaaaauuuuu" oraz wołam kotki fachowym "cici"
na widok taty wracającego z pracy wołam "tataaaaa"
czyli trudna sztuka konwersacji przestaje być dla mnie tajemnicą
jestem też coraz bardziej zaznajomiona z przedszkolem-jeżdżę do niego często z mamą zawożąc lub zabierając braciszka
biorę udział w imprezach-ostatnio np byłam na przedszkolnych Roratach, kiedy indziej widziałam Świętego Mikołaja-nie zrobił na mnie wrażenia, ciekawsze było krzesełko, na którym prawie siłą zostałam posadzona przez brata i tak sobie grzecznie siedziałam przez ponad 15 minut :)
za to Szymuś...
najpierw już w nocy z 5 na 6 grudnia nie mógł zasnąć z emocji... nawet raz wołając tatę oświadczył, że nie może spać, bo się boi Świętego Mikołaja...
potem przeżywał tak bardzo popołudniową przedszkolną imprezę, że potem już w jej trakcie, kiedy Aniołek wyczytywał kolejne dzieci pytał za każdym razem "to już ja?" :) a kiedy był "już On" pobiegł do Świętego na lekko drżących nóżkach, zgarnął paczkę i zwiał ze sceny szybciej niż na nią wbiegł... z wypiekami na buźce...
potem jeszcze trochę odreagowywania przy ubieraniu się i drodze powrotnej... w każdym razie mama wróciła mokra i wykończona :)
a panienka... no cóż, ponieważ była za malutka na paczkę, sama zorganizowała sobie imprezkę i zanim mama zorientowała się, co jest grane, ze sporego Mikołaja z piernika, który Baś dorwała, zostało już niewiele ponad połowa :D
czyli na miód uczulenia raczej nie mamy :)
Szymek przez ostatnie 3-4 tygodnie rozwinął nam się niesamowicie
dyskusje są już na poziomie bez mała akademickim :) a problemy bez mała egzystencjalne... ostatnio "Basia gdzie masz siusiaka?"
każda odpowiedź mamy czy taty kwitowana jest pełnym zrozumienia i akceptacji dogmatycznej prawdy "acha" :)
wspólne zabawy odbywają się coraz częściej, konflikty też, ale ogólnie wygląda na to, że ekipa się lubi :)

Brak komentarzy: