środa, 15 kwietnia 2009

... i po Świętach...

było wielkanocnie i wiosennie
spacerki po łąkach... także pierwszy raz BOSO PO TRAWIE !!!
pierwsze kroki wywołały nie wiem czemu wesołość w towarzystwie... że usiłowałem stać nie dotykając stopami podłoża... cóż w tym takiego zabawnego ??
za to jak już poczułem stopę trawy pod kilem... poooooszłooooo...
były fajne zabawki-najlepsza oczywiście DRABINA
nie wiem czemu mama nie dawała sobie na niej ze mną rady... pomoc wujków okazała się niezbędna...
ciocia pozwoliła mi też pobawić się tybetańskimi misami-takie fajne michy w które można uderzać specjalnymi pałeczkami żeby wydawały bardzo ciekawe, głębokie dźwięki-szło mi całkiem nieźle
spróbowałem świątecznych pyszności-najlepsza była szyneczka, ale koniecznie wyjadana widelcem z talerza tatusiowego żurku... nie od dziś wiadomo, że ważny jest też sposób podania, prawda??
koty jakoś większość czasu spędzały w szafie... czyżby nie podobała im się ich nazwa "yyyyyyyyyyyy" i próby pokazania precyzyjnie gdzie kotek ma oczko?
u wujka schodów co prawda nie ma... ale są meble... a z mebli można się wspiąć na okno... nie rozumiem czemu mama taka jakaś nerwowa...
wózek pożyczony zdał egzamin, chociaż mamusia kiepsko się czuła i ekstremalnych tras nie było... przecież i tak najfajniejsze jest bieganie bez wózka :-)

Brak komentarzy: