wtorek, 3 grudnia 2013

nie tylko październik ale i listopad juz przeszedł do historii...

Powiedzmy, że to jesienny marazm dopadł mamę i stąd tylko taka długa znów przerwa w relacjach. Bo, że już od pierwszych dni września nie nadążaliśmy za rzeczywistością i wspaniałe, ale mocno absorbujące czasowo przedsięwzięcia nie dawały niezbędnego do złapania weny oddechu - przecież to brzmi zbyt przygnębiająco i tak jakoś usprawiedliwiająco-się.
Dlatego wersja oficjalna to jesienna zaduma, właśnie lekko przechodząca w sen zimowy.

W międzyczasie potomstwo najstarsze postanowiło popróbować samodzielności w studenckim mieszkaniu... i okazuje się, że rozciągnięta pępowina boli mamę, oj boli :)
Ale Dzieć radę daje sobie póki co całkiem nieźle, a wpadając "do starych" od czasu do czasu nawet miewa ochotę pogadać, wiec nadzieja istnieje, że nadal pięcioosobową rodzinką pozostaniemy.

Potomstwo średnie dorośleje w tempie nieprzeciętnym, a że drogie nasze państwo koniecznie chce go widzieć już w najbliższy wrzesień jako ucznia 1 klasy, rodzicielskie troski i starania kręcą się obecnie wokół tego tematu.

Potomstwo zaś najmłodsze koloruje. Zawzięcie koloruje, uwydatniając różnice osobowości oraz płci między młodszym z pokoleń, ponieważ obrazki zgoła abstrakcyjne nadal, jednak są wypełniane treścią kolorystyczną "od ucha do ucha", bez pozostawiania skrawka tła białej kartki.
Średnia zaś pociecha od zawsze kolorowaniem obejmowała li i jedynie esencję obrazu, gro bieli pozostawiając nienaruszone. Podobnie zresztą jak to miał w zwyczaju Najstarszy te xx lat temu.

Kolejny dowód, że gender nie istnieje i nieczystą manipulacją jest.

Brak komentarzy: