wtorek, 5 lutego 2008

Dni Marudy

trwają już od niedzieli... coś tam z brzuszkiem sie pokiełbasiło i nie daje spokojnie spać i spokojnie sobie pogadać z rodzicami i bratem...
mamie mnie żal, tata umie mnie czasem uspokoić rozmową i pokazywaniem różnych ciekawych rzeczy, braciszek ma na mnie sposób z głaskaniem mojej buzi... ale trudne dni trwają niestety...

i jeszcze dziś pani doktor w przychodni powiedziała, że jak do piątku moja żółta nadal buzia nie zbieleje, możliwe, że znowu będziemy musieli pójść do szpitala...
mama daje mi wodę oprócz cycusia, podobno ma to trochę pomóc w wypłukiwaniu bilirubiny... piję ją więc ładnie, bo ja też nie chcę do szpitala....

poza tym od soboty chodzimy już na prawdziwe wózkowe spacery !!! godzinę conajmniej wietrzymy się w terenie-fajnie jest... przypuszczam...bo od razu zwykle zasypiam :)

1 komentarz:

Franek pisze...

wy sie do zadnego szpitala nie wybierajcie lepiej. Szymek! do Chin jeszcze bedziesz mial czas poleciec!:) buziaki