jakaś paskuda nas dopadła, wirusisko wredne takie :/
najpierw jeden dzień gorączki nie wiadomo z czego
potem kilka dni niby spokoju ale jakiś byłem taki...nie taki...
no i od piątkowej nocy katar, kaszel... niemiło...
a w sobotę padła też mama
a był taki fajny weekend... przyjechała Zosia z Marysią i resztą swojej rodzinki, była piękna pogoda... no to łaziliśmy na spacerki długie mimo kataru...
teraz już powoli mi mija :)
stanowczo znudziło mi się samo tylko stanie...
to dobre dla maluchów-teraz już zasuwam łapiąc się po drodze czego się da-najczęściej kanapy, mamy nogi albo szafek w kuchni.... i tak krok za kroczkiem... czasem próbuję nawet się nie trzymać, ale nieodmiennie wtedy natychmiast ląduję z głośnym "klap" na pampersie...
śpię w dzień coraz mniej, jem dużo różnych rzeczy-druga próba z jajkiem chwilowo zakończona sukcesem :)
cycuś nadal jest fajny, ale żeby tak się tym najeść....
mama zapowiada próbę z mlekiem jak tylko wyzdrowieję... no zobaczyyyy myyyyy :)
2 komentarze:
dużo zdrówka!!!!!
pozdrawiam serdecznie, również zagorączkowana ciotka
no Szymcio, moze Cie te dynie powaliły? Zdrwoiej szybko i przyjedź do mnie!
Prześlij komentarz