niedziela, 14 września 2008

i tak w kółko

siadam-stoję-stoję-kucam-siadam-raczkuję-siadam-staję-przewracam się-wstaję-siadam-kucam-raczkuję-siadam-stoję-siadam-raczkuje-siadam-stoję........................................
no to chyba nic dziwnego, że nie mamy z mamą czasu na pisanie!!??

był u nas przez cały tydzień dziadek, chodziliśmy sobie na spacerki, bawiliśmy się w domku, mama mi czytała... tak, tak-potrafię już siedzieć grzecznie i przejrzeć z mamą całą książeczkę o małym piesku... czasami :)
nie wszystkie przedmioty i nie tak od razu już wędrują do buzi-oglądam je sobie przez dłuższą chwilę, stukam w podłogę (im więcej hałasu tym lepiej...)
potrafię też już trzymać dwie rzeczy w dwóch raczkach-wcześniej kiedy brałem następną to tą trzymaną upuszczałem-i kombinuję co tu z nich stworzyć-najczęściej da się nimi pięknie w siebie stukać :)
a co do upuszczania-właśnie odkrywam jego uroki... to takie ciekawe trzymać coś przez chwilę a potem... bam :) a mama podnosi :) fajnie !!!
zaśmiewam się na głos kiedy ktoś mnie rozśmiesza-a nie zawsze rodzice umieją przewidzieć co mnie rozbawi-bo na przykład śmieję się z kichania i swojego i czyjegoś :)
w zeszłą niedzielę przeszedłem pierwszy w życiu katarek-na szczęście tylko jeden dzień to trwało, ale wieczorem byłem strasznie już rozdrażniony tym złym samopoczuciem... niestety zaraził się ode mnie mój kolega Łukasz, z którym byliśmy z rodzicami w ZOO... też przechorował to w jeden dzień, więc może to był taki jednodniowy wirusik...
jem coraz więcej-najchętniej jadłbym to samo co rodzice, ale niestety nie dają mi... podobno mam uczulenie na mleko i jajka... ech, żałują mi, żałują :/
na szczęście mama rzadko już daje mi te malutkie porcje słoiczkowych zupek, gotuje mi sama-bo mogę jeść troszkę więcej... a lubię !!!
zjadam całe jabłuszko
i dwa-trzy ciasteczka codziennie
i trochę chrupek
i zupkę
i soczek przecierowy albo słoiczkowy deserek owocowy
i kaszkę taka specjalną, bezmleczną
i cycuś, cycuś, cycuś....
i próbuję co się da-a to kawałek chlebka, a to malinki, a to winogronka, a to ziemniaczki czy ryż od mamusi z talerza... pychota

zrobiło się zimno i spacerki nam się mniej udają... chodzimy kilka razy ale na krócej
ostatnio wróciłem z zupełnie zimnym, czerwony noskiem...
no cóż-jesień idzie....

Brak komentarzy: